Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 070.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bnie do gospodarza ubrany mężczyzna w wysokiej czapce spiczastej wszedł do izby nie zdejmując jej i dopiero obcego ujrzawszy, którego zmierzył okiem niechętnym, powoli zsunął z głowy nakrycie. Poczęła się między nim a Muszą żywa w niezrozumiałym języku rozmowa.
Przybyły starszy był znacznie, wzrostu mniejszego, brodę miał siwą, a w twarzy jego nie miłego wyrazu, źle tajona niechęć przeciwko gwiazdochwalcom się malowała.
Ze wzroków rzucanych na siebie, Marcik zmiarkował, że mowa o nim była między niemi.
Był to możny też izraelita, handlujący towary wschodniemi, którego Lewkiem zwano. Ten rozmówiwszy się z gospodarzem, poruszył ramionami, czapkę swą wziął ze stołu, z ukosa spojrzał na Marcika, i nie odezwawszy się doń, wyszedł z izby.
Marcik zżymał się niecierpliwie.
— Mieszkacie na zamku! — spytał go Musza.
— Tak jest, do dworu księcia i załogi zamkowej należę.
— A dopytać tam o was można?
— Pytajcie o Marcika Zbyszkowego syna Sułę z Wieruszyc pod Bochnią — odezwał się gość z pewną dumą — a traficie do mnie.
Izraelita badał go, słuchał, ale oględny, nie wygadywał się z niczem. Czekał jeszcze Suła, gdy w sieni dały się słyszeć głosy sporne, Musza