Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 068.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skończywszy podniósł nań oczy, izraelita stał spokojny, zamyślony, jakby potrzebował długiego zastanowienia się nimby odpowiedział.
— Zkąd wam ten strach przyszedł? — zapytał.
— Z miłości dla naszego pana, — rzekł Marcik, — i z tego co po mieście już gadają, niedarmo —
— A nasz miłościwy pan, wie o tem? — rzekł Musza.
— Wie tyle co i ja — ale waży lekko.
Zyd poruszył się, ręce za pas założył, oczy w ziemię wlepił.
— A czegoż wy od nas chcecie? — pytał.
— Pomocy do wytropienia tej zdrady — odpowiedział Marcik. — Macie swych ludzi, swe drogi, łacniej niż my wiedzieć możecie, co się u Wójta gotuje.
Musza głową potrząsał, słaby uśmieszek zarysował się na jego ustach — tak, że ledwie z pod gęstego zarostu domyślać go się było można.
I było przeciągłe milczenie.
— Za wiele od nas chcecie — rzekł w końcu izraelita. — Sami mówicie, że Wójt nam wrogim jest. Rada i ława wszystko nieprzyjaciele, jakże my zbliżyć się i badać ich możemy?
Nie czekając na odpowiedź, gospodarz wskazał siedzenie, a sam, ocierając czoło chustą, która u pasa wisiała — mówił dalej.