Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 064.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dawszy mu się trochę wymęczyć odgadywaniem — Greta krzyknęła narcście.
— Pójdźcież na Żydowską ulicę i zapytajcie o to Muszy lub Lewka — oni wam powiedzą.
Marcik dopiero teraz zrozumiał i uradował się.
— Bóg z wami! — zawołał — nie ma to jak niewiasty, gdy człowiek sam sobie rady dać nie może!
Wy wielki rozum macie!
— A wy go u mnie niespodziewaliście się znaleźć! — zapytała szydersko.
Pochlebiło jej to jednak i zbliżywszy się do Marcika, dodała ciszej.
— Z Muszą, z Joszem, z Lewkiem, z niemi wszystkiemi, ile ich jest, możecie o tem mówić otwarcie. Wasza sprawa a ich — jedna. Albert nienawidzi żydów, oni jego, bo ani spraw ich nie sądzi, ani porządku między niemi nie trzyma. Oni należą do zamku. A wiedzą wszystko i nic nie ujdzie ich oka.
— Znacie bogatego Muszę? — spytała w ostatku.
Marcik wprawdzie spotykał izraelitę na zamku, ale bliżej go nie znał. Między słynącym z dostatków, bandlującym pieniędzmi i klejnotami Muszą a ubogim żołnierzem — jakiż mógł być stosunek? Przystęp do starego był trudny. Uchodził on w owym czasie za głowę wszystkich izraelitów osiadłych w Krakowie.
Na Żydowskiej ulicy dom jego stał jak twier-