Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 044.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdybym ja też przed wami moje żale, a wiele ich słusznych mam, rozwodzić zaczął? To się na nic nie zdało, ja moje, wy swoje brzemię dźwigać musicie. — Powtarzam wam, pomóżcie mi, abym pokój miał, to go wam dam.
Albert wtrącił zaraz, że pieniędzy nie mieli i wymaganych dać nie mogą.
— Ja ich też nie mam a potrzebuję pilno — przerwał Łoktek. — Łacniej wam ich dostać niż mnie.
Twardym go tak znaleźli, iż Albert zamilkł w końcu. Stali czas jakiś jakby czekając łaski, ale nie otrzymawszy nic, pokłonili się posępni i odeszli.
Wprost u podsienia na konie pysznie poodziewane siedli i namarszczeni pojechali na miasto do Wójtowego dworu, w którym czekali na nich ci, co ich do zamku wysłali.
Stali tu u wnijścia Herman z Raciborza, Suderman, Pecold z Rożnowa, Hincza Keczer i kilku innych, kupcy najbogatsi, którzy tu rej wiedli — wszyscy niespokojni i poruszeni.
Zdala zobaczywszy Wójta, oczyma go badali pilnie, i po znaku jaki im dał Henryk domyślili się, że — powracali z niczem.
Nawykli byli dawniej do tego, że ich szanowano, ustępowano im, ważono wielce, kłaniano się — bo oni tu i ich grosze królowały.
Dopiero Łoktek pokazał im, że za gości i przy-