Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Kraków za Łoktka tom II 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na Pomorzu tyle do czynienia było, iż do Krakowa prawie zaglądać nie mogąc, a ojcu o sobie przez drugich znać dając, lat kilka Marcik zabawił.
Źle się wiodło Łoktkowi na Pomorzu z ludźmi złej wiary i napastnikami. Suła nie miał czasu o sobie myśleć. Ciągle posyłany, targany, gnany, czemu i rad był może; wysługiwał się panu lepiej od innych i łaskę jednał coraz większą.
W przeciągu czasu tego, chociaż Pomorze się oderwało, Wielkopolska pod Henrykiem Głogowskim, który czystym Niemcem był i nic w sobie polskiego, ani źdźbła już nie miał — poczęła tęsknić do własnego pana. Nałęcze, których z Zarębami za zdradę i zemstę na Przemysławie, za zabójstwo króla od szkarłatów i od ziemiańskiego szyku odsądzono — do czci wrócić zapragnęli.
Wziął się tedy Dobrogost z Szamotuł, którego Małym zwano, przeciwko Ślązakowi ludzi gromadzić i z Polski go wyganiać tak skutecznie, iż pobiwszy Janusza Baberstejna, owemu Ślązaków panowaniu koniec położył.
W Poznaniu tylko samym zawieruchę niepoczciwą zrobił Przemek mieszczanin, który ze swemi na zamku się w kościele osadził, aż go ztamtąd dobywać musiano, nie bez krwi rozlewu.
We wszystkich tych sprawach Marcik zawsze gotów a ochoczy księciu swemu pomocnym był