Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cielem poczynał sobie nad Dunajem i wojsko wielkie, niewiadomo czyje, rybom i rakom da na pożarcie.
Mało kto go słuchał, z narady nic nie wyszło i od dnia tego każdy sam sobie po swojemu radził! Czechy, najprzebieglejsi, wysłali potajemnie szpiegów, aby wojsk królewskich ruchy śledzili i obliczyć się starali ich siłę.
Jednego wieczora, gdy w namiocie Zbigniewa jeszcze się świeciło i młodzież z panem się zabawiała, nadbiegło dwu Czechów z oznajmieniem, że królewscy już Brzeście pominęli, trzema wielkiemi oddziałami sunąc wprost na Kruszwicę. Za dzień, za dwa można się ich było spodziewać.
Popłoch się stał wielki, Marko wojewoda, który dotąd sobie lekceważył wszystko i miał za bajki co przynoszono, nagle niepokoić się zaczął bardzo.
Królewicz pozostał niewzruszonym.
— Dziś i jutro, bić się będzie potrzeba, rzekł wszystko mi jedno, czém prędzéj tém lepiéj.
Przywołano Sobiejuchę, bo w nim jednym książę miał wiarę i upodobanie.
— A wy, co mówicie! — zapytał.
— Czechowie przynieśli że królewscy nadciągają — odezwał się Marko. Jeżeli to prawda, niech ciągną, na zgubę swą tu przyjdą. Gdy się zbliżą, miłość wasza, każe wojsku z rana beczki wytoczyć i piwa dać obficie. Niech im się