Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wając. Poseł z księdzem ledwie mieli czas wpaść do bocznéj izby i drzwi zaprzeć za sobą, gdy tłum runął na nie rozwścieczony i bić począł rękami i mieczami, z zapamiętałością taką, iż Magnusa nawet słuchać nie chciano i nieposzanowano.
Jak to zwykle bywa, gdy jeden pierwszy da hasło, tłum się da pociągnąć i siła w nim liczbą rośnie; pomiarkowanie i pamięć stracono, miotano się, nie zważając na kogo... Rozbijali jedni drugich do drzwi się cisnąc. W Wojsławie Sieciecha widziano i krzywd się chciano pomścić.
— Zabić! rozsiekać! — krzyczeli przodujący.
— Sieciechów służka, na gałęź z nim!
Szczęściem drzwi, za któremi skrył się Wojsław z ks. Teodorem, dębowe były, grube, kute i do wyłamania nie łatwe, choć wszyscy się na nie zwalili, barkami je chcąc wyważyć niesłuchając Magnusa, który całą siłą głosu i ramienia im się opierał.
Na całym zamku zburzyło się i zawichrzyło.
Widząc, co się w izbach działo, pachołkowie i czeladź starszyzny na ludzi Wojsławowych wpadali, spędzili ich z podwórza, aż się do szpichrza skryć musieli przed niemi, zasunąć i założyć, aby życie ocalić. Zaczęto ich tu oblegać i kamieniami ciskać.
Zbigniew posłyszawszy wrzaski, choć zrazu się porwał biedz także, strwożył się wprędce