Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom I 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aby broili bezkarnie. Szląsk się oderwać chce, jutro Kraków tego zażąda, Mazury też i wszystko się rozpadnie.
Gdy Sieciech wspomniał że jego obalić chcą król wtrącił prędko:
— Ja bez was żyć nie chcę i nie mogę!!
Królowa potwierdziła to głowy skinieniem.
— Musimy się odezwać do sprzymierzeńców bośmy swoich niepewni, dodał Wojewoda, ludzi przekupują i odwodzą.
Zamilczał król tuląc twarz w dłoniach i pasując się z sobą. Sieciech czekał odpowiedzi. W tém zniecierpliwiona wtrąciła się królowa, dotknęła ręką Wojewodę i rzekła.
— Co wy postanowicie i uczynicie to będzie dobrém. Widzicie że król się słabym czuje, zdał na was wszystko. Wy myślcie, wy poczynajcie, niedopuścicie aby lada bękart groził ojcu własnemu.
Sieciech słuchając patrzał na króla, który myślami zdawał się być gdzieindziéj.
— Magnus! przerwał nagle, niby sam do siebie. Magnus zdrajcą! a komuż ufać, wierzyć komu!
I ręce spuściwszy załamał.
— Miłościwy panie, wtrącił Sieciech — sprawa trudna, ale z pomocą Bożą damy radę bękartom i zdrajcom.
Dwa razy w rozmowie wyrzeczony wyraz, piętnujący nieprawe urodzenie Zbigniewa, przy-