Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 201.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi, opadłą szczękę jeden z nich podwiązał powrozem.
Spojrzeli na trupa — wszystko było skończone, jak należało.
Chłopak, który pochodnię trzymał, tuląc się do ściany, drżał ze strachu, płakał i przez palce na zabitego spoglądał.
Ciągle milcząc oprawca poszedł ku drzwiom. Na sukmanie jego widać było teraz sączącą się krew z lekkiéj rany, którą książe mu zadał, ale nie czuł jéj, ni spojrzał na nią. Chłopak z pochodnią i pachołkowie szepcząc między sobą, opatrując ręce swe poranione, ocierając się i wyciągając szli za nim.
Drzwi więzienia, w którém trup został, nie zamknięto — mrok ogarnął izbę.
Oprawca zwolna skierował się ku wielkiéj jadalni, w któréj wojewodowie na ławach siedzieli. Ujrzawszy go powracającego wcześniéj niż się spodziewano, idącego zwolna i zakłopotanego, Magnus wstał i wyszedł niespokojny przeciw niemu.
— Już? — zapytał.
Długo się zbierał na odpowiedź straszny człek, trąc głowę i patrząc na ziemię.
— Nożem się bronił — rzekł — nie można było dostąpić do oczów...
Ręki ruchem pokazał, że przebić go musiał.
Wojewoda drgnął, i nie mówiąc słowa zwrócił się ku swym towarzyszom.