Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 169.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porce i chorągwie obmokłe potrząsano próżno wyrywając z ziemi, opadały jakby się wstydziły pokazać swych twarzy.
Ściany czarne ze wszech stron ogarniały obóz.
Teraz już je rozeznać było można. Tłum znaczny ściśniętych, tarczami wielkiemi okrytych ludzi posuwał się z jednéj strony, tłum wielki jezdnych zbliżał się z drugiéj. Pomiędzy niemi, nieco w głębi jeżyły się włócznie i wiała chorągiew z krzyżem.
Wojsko cesarskie szykowało się do boju, ze trzech stron stawiąc czoło nieprzyjacielowi, który tak powoli szedł, że się stać zdawał. Nagle i tam piskliwe rogi odzywać się zaczęły, ściana się ruszyła żywiéj.
Z pagórka na którym cesarz stał widać było daleko, a jak zajrzeć mogli ci co najlepsze oczy mieli, widzieli gęste szeregi pieszych zbite w jedno ciało niezmierne, i konnych ponad niemi oddziały mnogie.
Wprawdzie nie błyszczały tam zbroje, żelaza widać było mało, strojów wytwornych nigdzie, szaro, czarno, brunatno, jak mrówie pełzły te zastępy.
— Czerń i chłopstwo! mruczeli z pogardą rycerze.
Z cesarskiéj strony bojowy okrzyk wydali naprzód Sasi, radzi będąc, że się mają z kim bić
Zwarły się najpierwsze boki i jakby w jedną