zastał księcia zawczasu rozkazującego otrębywać swe przyszłe zwycięztwo.
Benno lekceważeniem nieprzyjaciela serca mu dodawał.
Gdy mu posłów od Bolka oznajmiono, rzucił się zrazu, jakby strachem ogarnięty Zbigniew z ławy, chciał ujść aby się namyśleć, lecz zapóźno już było, Wojsław nadchodził a Benno męztwo w nim krzepił.
— Miłościwy książe — rzekł — każcie im zaraz przystąpić i krótką dajcie odprawę. Staną li ostro, niema co już oszczędzać ich i o zgodzie mówić. Wojna nieunikniona, im prędzéj tem lepiéj. Drudzy potakiwali także.
Zbigniew jednak do izby wszedł, dworowi kazał stanąć i dopiero, posłów dopominających się spieszno posłuchania, wpuścić polecił.
Wojsław, Żemła i kilku z drużyny ich stawili się przed księciem. Już z twarzy Zbigniewa znać było że inne wiatry powiały; siedział napérzony, gniewny, zły, dumny, nie tając się z niechęcią z jaką przybyłych przyjmował.
Wojsław, człek ciężki i powolny, nie łatwo się dawał ustraszyć, pokłoniwszy się księciu, rzekł:
— Miłościwy książe — dopraszam się czybym poselstwa nie mógł sprawić na osobności, bo mam twarde do wypowiedzenia słowa.
— Jam ci do nich przywykł od mego miłego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom IV 061.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.