Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Królewscy synowie tom II 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W pierwszéj chwili przeraził się król, myśląc że pomorcy ich pobili, a Bolko ledwie uszedł z życiem. Cały drżący posłał po syna, aby mu się natychmiast stawił.
Prosto więc z konia, jak stał, wpadł Bolko do królewskiéj komnaty, i przybiegł do ojca, który, nim się doń odezwał, długo w objęciach go trzymał.
— Ocalony jesteś! — zawołał — Bogu niech będzie chwała! a Zbigniew?
— Nie byliśmy na żadnéj wyprawie — odezwał się Bolko. — Co Zbigniew uczyni, ja nie wiem.
Nie rycerz z niego, a uparł się zwierzchnie dowództwo brać, z prawa starszeństwa. Ja pod jego rozkazy iść nie mogłem i nie pójdę — wrócić musiałem z próżnemi rękami.
Pobladł król, jedno niebezpieczeństwo znikło, drugie gorsze groziło — to czego się lękał, co przewidywał, waśń braterska już gorzała w sercach.
— Powaśniliście się więc! — zawołał — bracia! wy! coście się miłować powinni!
— Nie poczynałem sporu — odpowiedział Bolko — a uledz mi się nie godziło. Rości sobie prawa nademną!
To mówiąc dumnie spoglądał,
— Miły ojcze — dodał — nie przeciwiłem się jego uwolnieniu, ani uposażeniu, byłem mu