Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 274.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gospodynię, która go wielce zapraszała, ażeby ją odwiedzał częściej.
— Już się waćpan nie lękaj, o małżeństwie mowy nie będzie, chyba byś sam rozum miał — dodała wzdychając — a przynajmniej u mnie się dobrej kawy napijesz, a ja pogawędzę.
Plersch powrócił do pracowni.
Tegoż dnia pod wieczór zjawił się u niego kasztelan w sprawie swojego portretu.
— Kochany panie — rzekł — ja do domu jechać muszę, są pilne okoliczności. Mam nadzieję powrócić do Warszawy, to i portret skończymy, teraz dla niego siedzieć nie mogę. Dużo mam na głowie, Bóg widzi; pono do reszty wyłysieć przyjdzie.
— A pani kasztelanowa? — zapytał nieostrożnie Plersch.
Rzesiński ręką jedną, do góry ją podniósłszy, machnął w powietrzu i nie odpowiedział nic. Zmięszany był bardzo i kwaśny.
Odstawił więc artysta portret, obróciwszy go twarzą do muru, i wziął się do innej roboty, ale mu losy tej nieszczęśliwej Bondarywny z myśli wyjść nie mogły.
Parę miesięcy tak upłynęło, gdy na krakowskiem przedmieściu spotkał raz pannę Grzybowską, powracającą z kościoła.