Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 273.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choćbym mogła mieć żal do waćpana, żeś się ze mną ożenić nie chciał.
— Ale panno łowczanko dobrodziejko...
— No, już się nie tłómacz, a siadaj...
Rozmowa rozpoczęła się o tem i owem, bo z razu artysta nie śmiał wspomnieć o Natałce. Sama gospodyni świeżą awanturę miała na sercu i mówić o niej zaczęła.
— Król ją sobie naprzykrzył — rzekła — ciężyła mu, bo do takich amorów, z pozwoleniem chłopskich, nie był nawykły. Dobre to dla osobliwości, jak razowy chleb przy śniadaniu, ale żyć tem, nam, do innego świata i obyczaju nawykłym, niepodobna. Licho wie, co było tej dziewczynie, czy ambicya, czy istotna miłość, dosyć, że nietylko wierną królowi była do końca, ale gdy jej dał do zrozumienia, żeby do męża wróciła i dała mu pokój, wyrwała się z matką razem i uszły. Słyszę nawet wszystko, co miały od N. Pana, zostawiły nietknięte, tylko swoje rupiecie zabrały. Nie trudno się domyśleć, dokąd uszły, bo pewnie nie gdzieindziej, tylko na Ukrainę. Król wczoraj w sekrecie pogoń wyprawił, bo mu żal po nich jakiś pozostał, no, i obawa, aby to nie paplało i nie zrobiło głupstwa jakiego.
Grzybowska mówiła jeszcze długo, różne przytaczając szczegóły o Natałce. Plersch przesiedział z godzinę i nie wiele się dowiedziawszy, pożegnał