Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu, lękając się, aby w przystępie obłędu głowy o mur nie rozbiła.
Wieczór zapadł, ciemności ogarnęły pokój, z drugiego się tylko świeciło przez drzwi otwarte, gdy doktor nadbiegł, przez króla przysłany.
Stan, w jakim znalazł Natałkę, był tak dziwny, iż lekarz w pierwszej chwili środków na pohamowanie szału nie znalazł. Przez zaciśnięte zęby z trudnością zdołano kilka kropel jakichś wlać w usta.
Dziewczę było nieprzytomne, bez mowy; oczy zaszłe mgłą jakąś, patrzały, nie widząc. Zdawało się, że nie było ratunku, że zgon tylko może zakończyć tę straszną męczarnię.
W milczeniu stali wszyscy nad nią. Lekarz powtórnie krople swe dać kazał; po nich w ćwierć godziny sen nastąpił, a z nim przyszła nadzieja.
Wśród tego zamięszania, jakie całym domem wstrząsnęło, nie uważano, gdy się do pokoju ciemnego wcisnął nieznajomy, odarty mężczyzna. Był to Maksym. Oczy mu świeciły wśród mroku jak wilkowi, patrzał i jak wryty przytulił się do drzwi, nie dając znaku życia.
Gdy nareszcie sen przyszedł, a było już około północy, Grzybowska przelękniona i zmęczona wyśliznęła się do domu; doktor przepisawszy dalsze krople i obiecując powrót nad ranem, usunął się