Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 243.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dobry do zbytku, lecz bez wyboru ludzi, rad był sobie pozyskać każdego i ze wszystkich w końcu robił nieprzyjaciół i niechętnych.
Dnia tego pan szambelan Koronat Ostoja na Krasnych Wałach Rzesiński miał sobie przyobiecane ucho królewskie. Naznaczoną była dziewiąta godzina z rana. Pół godzinę wprzódy już się szambelan wystrojony na pokojach znajdował, gdzie oprócz dwóch paziów nikogo nie było. Z niecierpliwością spoglądał na skazówki zegaru, które się tak wolno poruszały, iż je pan Koronat o zaniedbanie obowiązków posądzał.
Wreszcie uderzyła dziewiąta.
Oprócz szambelana, na sali był jeden ksiądz i jeden szlachcic ubogi.
Drzwi się otworzyły i służbowy szambelan zawołał głośno:
— Król idzie!
W rząd ustawili się wszyscy.
Poniatowski w mundurze korpusu kadetów, z wiązką papierów w ręku, ukazał się w progu gabinetu. Uśmiech łagodny miał na ustach, oczyma zmierzył wszystkich i trochę zdziwiony a niepewny przybliżył się do szambelana.
Rzesiński gniewał się i klął N. Pana z daleka, ale z blizka miał to tradycyjne poszanowanie majestatu pomazańca boskiego, które sprawiało niegdyś,