Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 234.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, to choć rozwód niech weźmie, bo ten człowiek szaleje, że nazwisko dał, a żony nie ma.
— Niech sobie rozwód dadzą, a nam co do tego? Jak chcieli, tak my robiliśmy; odrobić, to odrobić; tak z tem, jak bez tego. Ręką machnęła — róbcie, co chcecie.
Nie wiedziała już co mówić Grzybowska, gdy od bramy dzwonek się dał słyszeć. Stara pobiegła do okna zmięszana.
Korol! — zawołała, klaskając w ręce.
Z sąsiedniego pokoju słychać było tylko, jak Natałka z krzesła skoczyła i naprzeciw gościa wybiegła.
Szczęściem Grzybowska odprawiła była fiakra od wrót, bo król inaczej by dom minął.
Przez okno zobaczyła go, obwiniętego płaszczem i kroczącego niespokojnie. Siadła ze starą w małej izdebce, Natałka w pierwszym pokoju króla przyjmowała.
Cisza panowała w domku. Rozmowa snać toczyła się głosem stłumionym; niekiedy Natałkę tylko słychać było wybuchającą i wnet jakby jej usta zamknięto, milkła.
Trwało to bardzo krótką chwilę, krócej, niż się Grzybowska spodziewać mogła. W sieniach dał się słyszeć szelest... król już wychodził; do furtki biegł, nie oglądając się i zniknął. Na dworze sza-