Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ważne na stół i trzeba było o czarnych oczach dziewczyny zapomnieć, a księcia Tauryki przyjmować. Książę miał Poniatowskiego jeszcze raz przejednać z tym nieunoszonym hetmanem, który jak stepowy koń zrywał się, wierżgając, od żłobu.
Król miał nadzieję przejednać nareszcie wszystkich swych nieprzyjaciół, nawet tych najzaciętszych, co ze sług i wiernych zauszników wrogami się stali.
Szczęsny zapraszał go do Tulczyna, Czartoryscy się zbliżali, Radziwiłłowie obiecywali iść z królem wreszcie i białocerkiewski starosta, przez wuja żony swej, musiał być do zgody skłonionym.
Obok tych ważnych zabiegów, czemże była owa rozrywka chwilowa?
Cały Kaniów dnia tego był w niezmiernym ruchu. Sydorowa sama nie ważąc się oddalić z domu najmitkę posłała na miasto, aby jej parobków szukała.
Tymczasem kobiety siedziały w domu. Bondarowa jedzenie warzyła sama, a Natałka tęskno oknem wyglądała.
Około południa, korzystając z zamętu, jaki w miasteczku panował, Grzybosia zamówiła sobie szambelana Rzesińskiego. Chciała go zaprowadzić na chutor i dziewczę mu pokazać, a jego matce i Natałce. Kazała mu się ubrać paradnie i jeśli można, odmłodzić.