Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brozye. Wystawiał więc sobie swój wzór nakształt tych postaci idealnych, które tak wielbił.
Potem mu na myśl przychodziło, że to być miała prosta dziewczyna, w której oczach tęsknica postać nie mogła, ani ów wyraz tragiczny, której usta śmiać się nie umiały półuśmiechem ironii, bolu i słodyczy. Jedynym ratunkiem było w takim razie, wziąć rysy tego żywego posągu i z ich tematu stworzyć ideał, któryby był podobnym do wzoru, a stokroć wyższym od niego. Wszak z Wenery Medycejskiej i Apollina robił karykatury udatne, czemużby z bławatka polnego nie miał świętojańskiego wysnuć kwiatu? Plersch rozumiał to dobrze, że w każdym typie jest tysiąc jego odmian zawartych, od poczwary począwszy, do bóstwa.
Pilno mu było ją zobaczyć, rozpocząć. Nie przyznawał się do tego nawet przed samym sobą, ale jeżeli to miała być piękność zachwycająca, dlaczegożby nie przedłużył malowania portretu, aby się na nią patrzeć, patrzeć i upić aż do szału. Taki szał wewnętrzny, skryty, był w jego życiu jedyną rozkoszą, dozwoloną.
Mówił sobie, że każe jej patrzeć w oczy... malarzowi... i że ze wzroku tego na długo zaczerpnie życia. Ktoż wie, może ich samych zostawią, może potrafi zawiązać rozmowę, może...