Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 037.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dostawić natychmiast, bo nie ma nic do odmówienia W. kr. Mości...
Z pewnym przekąsem wyrzekł te wyrazy starosta, król bystro nań spojrzał i przekąsu niechciał zrozumieć, dodając prędko:
— Kochana marszałkowa w istocie jest najmilszą z siostrzenic moich, ale niemniej kobietą; nie wytrzyma, żeby o tem nie powiedziała komu co na ucho, a tego ja nie chcę..
Szydłowski się uśmiechnął.
— Plerscha dla samych tabakierek z portretami, które W. kr. Mość tak hojnie rozdajesz, sprowadzić by należało, więc podejrzenia nie będzie. Zobaczy wypadkiem piękną Ukrainkę i jako malarz, zdejmie sobie jej konterfekt na wzór kochanki Pygmaliona...
Zadumany król nie odpowiedział nic... a starosta sądząc, że się rozmowa skończyła, wstał z kanapki, — pilno mu było wrócić do kieliszka i rozmowy, — ziewnął bez ceremonii.
— Cóż to ci tak pilno? spytał król chłodno — starosta usiadł znowu, ale głowę podparł na ręku, jak by był bardzo znużony.
Oba razem westchnęli i spojrzeli sobie w oczy. Poniatowski wzdrygnął się niby od dreszczu, — wieczór wiosenny był dość chłodny — i otulając szlafrokiem padł na krzesło.
— Okropne życie, począł półgłosem — panowanie