Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król i Bondarywna 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żużla począwszy do pana starosty... wszystko możliwe, a i traf też.
— Traf być nie może! — zawołała pani Mniszchowa.
— To już nie wiem — zakończył Szuszkowski — a tyle tylko rozumiem, iż się ja do tej sprawy mięszać nie będę.
— Dlaczego?
— Bo znam ten lud i jego usposobienia — dodał stanowniczy. Król JM. się rozmarzy, jak to mu, z przeproszeniem pani marszałkowej, nie trudno.
Pani Mniszchowa ramionami ruszyła.
— Nie rozumiem waćpana — rzekła po cichu. Zbyt sobie wielką sprawę robisz z prostego dziewczęcia chłopskiego.
Szuszkowski głową pokiwał. Marszałkowa poczęła się niecierpliwie przechadzać po pokoju.
— Proszę was — rzekła, podchodząc ku niemu — wywiedz się bliżej o bytności króla w tej chacie i kto to sprawił. Ja to wiedzieć potrzebuję.
— Dowiedzieć się mogę — odezwał sie stanowniczy — ale pomagać nie będę, powtarzam jasnej pani. Znam ten lud; buta okrutna.
Rozmowa, w której obie osoby niezupełnie były szczere i wypowiedzieć myśli swych się wahały, byłaby może pociągnęła się dłużej jeszcze, choć w pokoju ciemno się robić zaczynało, gdy drzwi się