Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znakami przestrachu i niecierpliwością, aż pan Miklasz, nie mogąc się przezwyciężyć, zawołał:
— Na Boga, trzebaż go było co rychlej tu, do Krakowa, choćby na rękach nieść! Przecie i lekarzy, i dozór, i wszystkoby znalazł, czego mu tak brak, a mybyśmy nań patrzyć i czuwać nad nim mogli.
— A zapewne, i król sam chciał zaraz do Krakowa, na Wawel, — rzekł Rawa, — ale mistrz Henryk nakazał spoczynek. Z rany zaraz się wywiązała gorączka... nocą mówił bezładnie, krzyczał aż strach; a wiecie to, że nie lubi aby go, gdy przez sen czasem co woła, albo i w gorączce, podsłuchiwano.
Wierzynek i Rawa dali sobie znak oczyma. Wiadomem to było, iż Kaźmirz przez sen często jęczał, przypominając Amadejowe proroctwo.
— Musieliśmy — mówił dalej po przestanku Rawa — z Przedborza, gdy gorączka ta jakoś ustała, co mistrzowi Henrykowi przypisać należy, wieźć go i nieść na przemiany do Sandomierza. Na wozie zbyt go rzucało i cierpiał więcej, mieniali się więc ludzie z noszami i powoli jakoś zawlekliśmy się na zamek.
Ale, chociażeśmy zawczasu tam oznajmili, aby izby chędogo wyporządzono i poopalano, bo najgorsze jesienne w murach starych i niezamieszkanych powietrze, gdyśmy stanęli na miejscu, nie było gdzie chorego położyć, takiśmy zastali w je-