Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

innego byłby ubił może... Borkowicza tylko wściekłym uczynił.
Oczy mu zakrwawione zdawały się na wierzch wychodzić, twarz siniała, żyły nabrzmiały, piana okrywała usta, związany wyprężał się tak, iż sznury niektóre porwał i nowemi go krępować musiano, nie prosił jednak litości, ani rycząc, rzekł co innego, nad przekleństwa okrutne.
Jak gdyby tego, w czyjej był mocy, okrutniejszym chciał uczynić — zamiast go błagać — Borkowicz bezcześcił Kochana i łajał najsromotniejszemi wyrazami.
Ale Rawa w tej chwili tak był szczęśliwy, iż trudnego dzieła z nadzwyczajną łatwością dokonał — iż przekleństwa i obelgi śmiejąc się znosił.
Niektóre z nich utkwiły w jego pamięci i sercu, choć nie dawał poznać tego po sobie, bo ludzi było dosyć przytomnych.
Przeczytawszy mu wyrok i rozkaz królewski, Borkowicza do izby na dole w zamku dał zawlec, więzów nie tylko nie ulżywszy mu, ale mocniej jeszcze dla bezpieczeństwa skrępowawszy. Dwudziestu ludzi z załogi postawiono na straży, pod gardłem im zagroziwszy, aby na chwilę więźnia z oka nie spuszczali i nikomu się do niego zbliżać nie dopuszczali.
Kochan na chwilę ustąpić musiał aby spocząć, gdyż na nogach ze znużenia ledwie się mógł utrzymać.