Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przód swojemi ludźmi je obsadził. Zaczynali się, widząc to, zbiegać żołnierze, wypadł z wrót drugi pułkowodzca, który był pod rozkazami Wilczury, lecz temu Rawa, rozkaz pod pieczęcią królewską pokazawszy, milczeć polecił...
Chciano Wilczury wołać, na co Kochan się zgodził, ale nie wprzód, ażby wszystko co potrzeba, było przygotowanem.
Dwaj dworzanie Maćka, posłyszawszy u wrót wrzawę, powoli szli się o nią dowiadywać, gdy Rawa ich postrzegłszy, wnet pochwycić kazał, związać i zakneblować, aby wrzawy nie czynili. Stało się to tak szybko i łatwo, bo się wcale nie spodziewali tego co ich spotkało, że żaden z nich nawet krzyknąć czasu nie miał.
Zwijał się Rawa jak szalony, miecza dobywszy i od wrót nie odstępując...
Chociaż wielkiego hałasu nie było na zamku — przecież ucho czujne Wilczury coś pochwyciło. Borkowicz uparcie na ławie dosiadywał, musiał więc dowódzca niespokojny wyprosić mu się aby zobaczyć co w jego grodzie pokój zakłóciło...
Maciek sam pozostał na swej ławie, kwaśny jak to piwo, które pić musiał. Trwał w miejscu, bo się zawsze spodziewał ująć sobie Wilczurę.
Ten zaledwie w podwórze wyszedł, Rawa poskoczył ku niemu z królewskim rozkazem.
Osłupiał Wilczura — lecz, na krótką chwilę. W dwóch słowach Kochan objaśnił mu wszystko.