Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 125.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cić!.. Na niewiastę, na ukoronowaną małżonkę naszą!..
Sama ona ze łzami i skargą na niego przyszła do mnie... Dowodów nie potrzebuję, obrona niemożliwa, wina jawna!
Sędzia myślał.
— Gdyby gardło dał... małoby było, — rzekł. Pod pręgierzem język mu kłamliwy wyrwać kat powinien i kara taka jak na ojcobójców, jak na świętokradzców... Większej nie znamy.
Wzdrygnął się król i zadumał. Gniew zwolna ustępował, wrodzona mu dobroć brała górę.
— Chciałem sumienie moje mieć przez was objaśnione, — odezwał się, — dosyć mi na tem... Przebaczyć mi niepodobna, przykładu potrzeba... Zginąć powinien...
— Zginąć jako ojcobójca — powtórzył sędzia z przyciskiem. — Zaszyty w wór, razem z wężem, kotem...
Król dał znak ręką, że więcej słyszeć nie chciał. Myśl jakaś przeszła mu snać po głowie.
— Dziękuję wam — rzekł, odprawiając sędziego. — Zachowajcie przy sobie, coście słyszeli odemnie. Milczenie nakazuję. Nie chcę, by złoczyńca, zasłyszawszy zawczasu co go czeka, uszedł od słusznej zemsty mojej do swych przyjaciół Brandeburgów, do moich nieprzyjaciół Krzyżaków.
Szybko zwrócił się król ku drzwiom drugim.