Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 110.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mamy już tu co robić! — rzekł — a w domu jest co poczynać. Jutro — na koń!
Do dnia wyciągnęli wielkopolanie, nie opowiedziawszy się nikomu, tak, że wielu potem znajomych do pustej gospody się dowiadywało.
Borkowicz zwycięzko wprost ciągnął do Poznania, nie obawiając się ani Wierzbięty, ani innych, których znał sobie nieżyczliwymi.
Przybyło mu buty jeszcze od ostatniego królewskiego wyroku, a gdy go towarzysze po drodze ostrzegali, aby ostrożnym był, śmiał się na głos wywołując.
— Z królem tym ja uczynię co zechcę! Zna on siłę moją... Do walki za stary... będzie wolał Wielkopolski się wyrzec, niż ze wszystkiemi ziemiany o nią się rozbijać — a ja teraz mieć będę ich wszystkich!
W Poznaniu zawczasu się go spodziewano, bo z Krakowa doszły wieści, że król Borkowiczowi wielkorządy miał zdać i wszystko zwierzyć.
Co było mniej śmiałych nieprzyjaciół, przycichło i usunęło się — Wierzbięta patrzał zdala. On jeden nie zmienił ani przekonania, ani pozbył swej nieufności. Borkowicz, chociaż się nań odgrażał po cichu, po świeżej sprawie z Beńkiem zaczepiać nie śmiał. Wiedział że nastraszyć nie potrafi, a nowego gwałtu popełniać nie chciał tak rychło.