Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Drudzy ostrożniejsi napróżno się go hamować starali, nie dbał o nic, nie lękał się niczego.
W początku zamierzał natychmiast Kraków opuścić i do Wielkopolski powracać, nieprzyjaciołom swym okazując, że nad niemi wziął górę, namyślił się potem i dzień lub dwa, jak powiadał, dla wypoczynku chciał jeszcze zabawić.
Ci, co go znali wiedzieli o tem dobrze, że Borkowicz spoczywać ani potrzebował nigdy, ni lubił. Coś więc jeszcze miał do czynienia. Dnia następnego począł odwiedzać co znaczniejszych przy królu bawiących panów, pojechał do biskupa, odwiedził postarzałego Neorżę, który uzyskawszy przebaczenie króla, cicho siedział i pokątnie tylko szemrał przeciw niemu.
Z jego to ust pono wyszło po raz pierwszy owo przezwisko obelżywe, które Kaźmirzowi pozostać miało jako chwała jego — króla chłopów...
Neorża przyjął wielkopolskiego warchoła z większą ciekawością niż wiarą w niego.
— A co? — rzekł mu — i wyście przybyli królowi do nóg paść, o przebaczenie prosić i nie myślicie już o waszych swobodach ziemskich. Tacyście wszyscy... na języku u was wiele, a gdy przyjdzie do roboty... nikogo nie ma!!
— Tak sądzicie? — odparł szydersko Maciek. Omylicie się pono na mnie! Ja długo moje pisklę wysiaduję, ale gdy się ono narodzi, będzie na co patrzeć...