Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 103.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sądzili, Maciek cudem prawie, przytomnością umysłu, chytrością i — szczęściem nadzwyczajnem — ocalał.
Zdumienie było wielkie.
O zbytnią dobroć obwiniano króla... o słabość niewytłumaczoną — Kochan, który pana swojego znał dobrze, uśmiechał się dwuznacznie i mruczał.
— Wszyscy na niego się rzucili... nikt mu dobrego słowa nie dał! Niemogło inaczej być.
Maciek, przywołany do wysłuchania wyroku, na kolana padł przed królem, bił się w piersi, obiecywał poprawę, zaręczał, że życie dać gotów za pana swego... Ochrypł, tak krzyczał i zmagał się na okazanie swej miłości i wdzięczności.
Przesadzone te objawy przywiązania na Kaźmirzu uczyniły wrażenie przykre. Ukazując mu się z tej strony Borkowicz nie obrachował się, że król miał instynkt w poznawaniu prawdy i odróżnianiu jej od fałszu. Kaźmirz z brwiami zmarszczonemi wysłuchawszy dziękczynienia, zimno odprawił Maćka.
W progu już był, gdy posłyszał głos króla goniący za nim.
— Przebaczyłem wam, Starosto.. lecz pomnijcie, że dobroć i pobłażanie się wyczerpują... Nie spodziewajcie się łaski mej, jeżeli raz jeszcze obwinią was...
Borkowicz, pismo na siebie wydawszy pod