Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom IV 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprowadzić do niej i nie zrobisz co każę — to cię zgubię, wydam, oskarżę. — A nie zechce królowa mówić ze mną, pochwalę się pierścieniem, gotówem na wszystko!!
Łzy płynęły z oczów Jadwigi...
— Patrz, stara — coś ty mnie uczyniła? — szepnęła z wymówką.
— Ja? ja? — zapytała żegnając się Konradowa. — Królowo moja, gołąbko ty moja — przypomnij tylko dobrze? Gdybyś mu się w tańcu po turnieju nie uśmiechnęła, gdy cię za rączkę prowadził, gdybyś z nim nie szeptała i nie śmiała się ochotnie, alboby on ważył się do ciebie przysuwać? alboby mnie prosił, abym ja go do ciebie potajemnie przyprowadzała?
Królowa usta jej białą, silną ręką zamknęła.
— Milczże — zawołała — milcz już! Gdyby nie ty, nie byłoby tego wszystkiego... Co ja, młoda, wiedziałam, czy źle, czy dobrze czynię? A toć się chwalił, że on księciem wielkopolskim zostanie, że go książe brandeburski prowadzi, że panować będzie i żenić się ze mną! Com ja winna!
Stara głową kiwała tylko.
— Królowo ty moja — rzekła — kto tu ma być winien? Ani ty, ani ja, tylko ten zuchwalec... Niełatwo się babom od takiego człeka wyzwolić... Niełatwo! Boże miłosierny... zna on wszystkie sposoby! zna! — Zły człowiek! ale co ja z nim teraz pocznę sama...