Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 190.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szych doradzców — ponowił rozkaz stanowczy, aby się czeladź jego zbierała, na rynek ciągnęła i przewódzców koniecznie schwyciła.
Noc tymczasem nadeszła...
W rynku spoczywała dzika gromada na ziemi. Wbite w ziemię chorągwie powiewały nad legowiskiem starszyzny... Tłum zmniejszył się był wprawdzie, lecz jedni odchodzili, ściągali się drudzy, kupki ciekawych krążyły ciągle i otaczały biczowników.
Wśród ciszy, jaka tu teraz panowała, oddział biskupiej czeladzi przybliżył się do rynku właśnie w chwili, gdy do zamku powracała garść żołnierzy królewskich, dobrze uzbrojonych. Od czasu jak Bodzanta wyklął był Kaźmirza, pomiędzy ludźmi jego a królewskimi stosunek był nieprzyjacielski. Nie przychodziło do bitw krwawych, bo ich zakazywano, ale bójki trafiały się codziennie.
Zamkowe żołnierstwo spostrzegłszy skradających się ku rynkowi biskupich ciurów — stanęło, sotnik starszy znajdował zręczność bardzo pożądaną poturbowania kleszych rycerzy.
Biczownicy obudzili litość.
— Patrzcie oto — rzekł do swoich, co im to biedactwo winno? Biskup pewnie każe pobrać i będzie męczył po lochach... a toż przecie pobożni pokutnicy, co się modlą lepiej niż on, i gdy