Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 170.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie byli to pospolici ludzie, w stanie powszednim, w zwykłego życia pojęciach i nawyknieniach, ale coś wyższego nad nich, a przynajmniej wyrzuconego z kolei spraw i uczuć wszystkim wspólnych. Z lekceważeniem jego obyczajów, szli nie lękając się męczarni, śmierci, niepomni na nic, wyżsi nad to, co drugim drogiem było i niezbędnem.
Pokrwawione ciała, poszarpane nogi, ręce zbroczone, same ich twarze zdziczałe, ziejące ogniem, ryczące pieśnią, strach obudzały i podziwienie.
Z tłumów kilka krzyków się słyszeć dało... kilku odartych żebraków zaczęło się rwać ku nim, zdzierać z siebie odzież i łączyć z zastępem, który zwolna zmierzał ku środkowi rynku, ciągle śpiewając i chłoszcząc się ciągle.
Naówczas można było się lepiej rozpatrzeć w zbiorowisku tem, liczącem paręset głów, a składającem się z najróżnorodniejszego żywiołu ludzkiego. Chociaż twarze w większej części były pozasłaniane, na ciałach nagich czytać było można wiek, płeć i pochodzenie. Począwszy od zgarbionych starców, których barki kościste, z pomarszczoną skórą i żyłami nabrzmiałemi oplątane, zdawały się, gdyby nie krew, wykopanemi z dołów cmentarnych, do białych plecu niewiast młodych, do chudych i szczupłych ramion wyrostków, wszystko się tam razem mięszało w nieładzie