Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzynka, a że im z miejsca ustępowano, winni byli tylko sukni swej, którą lud szanował. Po przejściu ich natychmiast znowu, jak rozpruta fala, lud się skupiał, a stojący w pierwszych rzędach, z obawy stracenia miejsc, z których lepiej widzieć mogli, bronili się milcząco całą siłą.
Przeor, który znużony był pochodem niezmiernie, oczy ociężałe podniósł ku oknom kamienicy, do której dążyli. Nie zwiastowało się tu nic pomyślnego, wszystkie były zajęte.
Pomimo to szli oba duchowni, nie mając już nic lepszego do czynienia, jak tu bezpiecznego szukać miejsca.
W sieniach domostwa natłoczone było nie mieszczanami, ale rycerstwem i ludźmi, z których ubrania wnieść było można, iż do dworu należeli. Poznawano między nimi twarze królewskich sług.
Szeptali z ulicy patrzący, iż pono sam król się tyłami przesunął tu, aby też widzieć tych pokutników, o których tyle rozpowiadano.
W istocie, pilnie się przypatrując oknom izb przednich mieszkania Rajcy, po za zasłoną na wpół spuszczoną dostrzedz było można strojów, twarzy, jakie w otoczeniu Kaźmirza znano. Ale król, jeśli tam był, widzianym być nie chciał pewnie, stał zakryty, chociaż oczy ludzi, wznoszące się ku oknu temu, czuły go i odgadywały. Niekiedy zasłona drgała, ręka biała wysuwała się z za niej i nikła. Szeptano, potrącając się — król.