Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom II 027.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do śmierci. Z pod murów zamkowych, od Okola, kędy tylko o żydach wiedziano, wywlekali ich, albo pół żywych, lub już pobitych, siekierami łby ucinając, postronkami dławiąc... Napróżno się o chrzest prosili z trwogi, mordowano starych, młodych, niewiasty, dzieci rzezano na sztuki, aby nasienie tego plemienia nie zostało.
W niektórych miejscach po ulicach trupy już stosami pod ścianami, w kałużach, w rowach, zalegały obnażone, zsiniałe, w sztuki porąbane. Indziej, gdy już sił do mordowania tego plugawstwa nie stawało, gnali je i wlekli do rzeki, topiąc z kamieniami u szyi.
W mieście wycie, płacz, jęki, a szalony wrzask dzwony głuszył. Jam się tem pospieszniej do ojca przebijał, często mieczem sobie drogę torować zmuszony, a mało mnie gwałtem też do tej roboty nie zaprzężono, bo lud wściekły na nikogo nie zważał.
Jużem się był nieopodal od zamku dostał, aż widzę, jakbym dziś jeszcze na to patrzał, naprzeciwko mnie, z murowanego dworca, którego wrota wyłupame na ziemi leżały, oprawcy wywlekali właśnie całą żydowską stadninę, która się w lochu ukrywała. Był jeden stary, z brodą siwą, z szat odarty, wychudły, nagi, z głową ogoloną, któremu sznur na szyję już i pętlicę zadzierzgnięto, było dwu młodszych na poły omdlałych, którzy ręce łamali, klękali i opierali się, że ich wlec