Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyjść, na próg wystąpić nie będę mogła.
Król przerwał jej żywo.
— Ale niemasz czego uciekać, ani mnie opuszczać! Żonę biorę dla nich, a dla siebie innej mieć nie chcę nad ciebie.
Dokądżebyś myślała?
Esthera na dziecię usypiające spójrzała...
— Nie wiem — rzekła — gdzieśby nam niedaleko od ciebie, panie mój, od miasta niedaleko... gdzie każesz, dokąd poślesz, ale nie tu...
Król myślał trochę.
— W Łobzowie, tuż, zielonych drzew dużo, miejsca dosyć, ale domu dla ciebie nie mam...
Z Krakowa tam dostać mi się łatwo będzie, a w zielonych drzewach nikt cię tam nie dojrzy. Usiądziesz jak w gnieździe...
Esthera się uśmiechnęła.
— Uczyńcie tak! rzekła. Nigdym was o nic nie prosiła — ale o to gotowam... Lepiej mi będzie w Łobzowie.
Król wziął tę prośbę do serca. Nazajutrz jechał zaraz miejsce oglądać i wyznaczać, z Wacławem z Tęczyna rozmówił się i spieszyć kazał z murowaniem, choćby przyszło roboty około zamku zawiesić.
W istocie tylko je podzielono i część ludzi poszła do Łobzowa. Pora sprzyjała, mury prędko osychały, spodziewano się, że przed weselem domostwo gotowem będzie, ale budowniczy nie