Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 136.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem na ziemię, a ludzieby ją nogami zdeptali...
Król spuścił oczy, jakby zawstydzony.
— Esthero — rzekł zwolna i smutnie — prawdą jest, żem bywał w życiu płochym — żem miłował i rzucał... alem nie trafił nigdy ani na taką piękność jak twoja, ani na taki rozum, ani na takie serce...
Tyś stworzoną do wielkich losów... Gdybyś raz chciała być moją, zostałabyś nią na zawsze...
Nie wiązałbym się, ani ciebie, żadną przysięgą — lecz słowem królewskiem... Możesz że ty zresztą obawiać się być opuszczoną, ty?...
Esthery powieki po raz pierwszy w ciągu tej rozmowy opadły na oczy czarne i osłoniły je, drżenie w twarzy widać było. Usta poruszały się bez głosu, jakby jej siły zabrakło.
Zwolna potem podniosły się zasłony, wzrok jakiś omdlony i łzawy zwróciła milcząca na króla...
— Panie mój — rzekła cicho — ze służebnicy swej nie czyń sobie igraszki bolesnej. Szydziłeś ze mnie — nie może to być.
Król powstał z siedzenia i coraz mocniej rozgrzewając się rozmową — zawołał.
— Na koronę moją — nie żart to był — Esthero!!
Zbliżył się ku niej, pocałował ją w czoło i rzekł gorąco:
— Esthero! oczekuj na mnie jutro — przybędę sam. Nikt widzieć i wiedzieć nie powinien...