Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 074.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie wątpił, iż król go bronić będzie i nie da mu ginąć...
Rokiczany w Tyńcu nie było jeszcze — gdy w bramach starego Opactwa ks. Jan uroczyście przyszedł przyjąć Kaźmirza i poprowadził go do obszernych komnat na przyjęcie przygotowanych, po za obrębem klauzury wzniesionych.
Król i Opat, gdy spojrzeli na siebie, wyczytali w twarzach swoich — nie to, czego się spodziewali. Kaźmirz niespokojny był i podrażniony, ks. Jan źle ukrywał wątpliwość, która go dręczyła. Nie umiejąc i nie chcąc się taić przed Kaźmirzem, zaledwie sami zostali w małej bocznej komorze, na spoczynek przeznaczonej, gdy Opat skłopotany widocznie, pospieszył z wyznaniem, które mu ciężyło.
— Miłościwy Panie — rzekł — jestem zmuszony przyznać się do grzechu. Miłość moja dla was to sprawiła, że to, czego pragnąłem, wyobraziłem sobie możliwem... Tu westchnął ks. Jan.
— Niestety! — rzekł — niestety! widzę, żem się omylił. Ślub dać mogę i muszę, lecz żelazne te prawa nasze duchowne, z których się wyłamać niepodobna — przeciwią się temu związkowi. Wszyscy prawnicy nasi twierdzą iż małżeństwo nie będzie miało wagi.
— Nie mogę tego zataić miłości waszej. Tembardziej, iż idzie o dziedzica korony, gdyby