Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król chłopów tom III 054.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziawszy szaro i niepozornie. Oręż też, choć najlepszy, tak był dobrany, żeby w oczy nie wpadał. Król sam, aby na siebie nie zwracać uwagi, jechał dalej w orszaku, a przodem, jako pan, pysznił się dorodny i wesoły Dobek Bończa, którego to udawanie zabawiać się zdało. Dwór mu oddawał cześć, jakby on tu był najprzedniejszą osobą. Kochan, zobaczywszy zdala poczet, konia dosiadł i podjechał do króla, aby ze wszystkiego sprawę zdać.
Zatrzymali się jezdni, lecz niewiele na rozmowę czasu było, gdyż zamknięcie bram starego miasta potrzeba było uprzedzić.
O Jędrzyku i jego groźbach nie miał potrzeby wspominać Kochan, lecz Hascha i wyzwania jego zatrzeć nie mógł. Kaźmirz się zachmurzył i nierad mu był — przypisując nieostrożności ulubieńca, że się tam bytność jego wydała, a przez nią i królewska zdradzić mogła.
Posępnie więc wcisnęli się do miasta, u bram oznajmując, jako ziemianie z Polski za sprawami swemi przybywający. Nie zwrócili zbytniej uwagi, gdyż między dwoma krajami stosunki były żywe, i nawzajem Polaków do Czech, Czechów do Polski przybywało wielu.
Małemi uliczkami Rawa poprowadził króla do dominikańskiego klasztoru, nikogo szczęściem nie spotykając po drodze...
Wieczora tego oznajmił Krystynie przyjazd