Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziś pokój wszelkiemu czytaniu a oczu i umysłu nie męczy.
— Ale cóż to być może? — zapytała Anna niespokojnie.
— Ja nie wiem — odparła Dosia — sądziłam, że wasza miłość samiście tu te papiery złożyli.
— Żadnych nie miałam dziś! — odparła królewna zbliżając się do stolika.
Na wierzchu leżał półarkusz papieru, nieforemnie złożony, jeszcze gorzej przypieczętowany, który Anna niespokojnie rozerwała.
Wewnątrz, ręką jakąś czy niewprawną, czy niechcącą się zdradzić stało tylko słów kilka, które przeczytawsy[1] prędko, obejrzała się królewna, palec położyła na ustach, dała znak Dosi, aby milczała i szybko papiery schowała do stojącego u łoża stoliczka. Na licu jej malował się niepokój wielki.
W milczeniu poczęła się królewna rozbierać, nie rozmawiając nawet z Dosią, bo się obawiała, aby Żalińska lub syn jej z bocznej komory nie podsłuchiwali. Zagłobianka rada była wiedzieć zkąd się tu wzięły te papiery tajemnicze, ale pytać się nie śmiała.
Weszła w tej chwili Żalińska, rzuciła okiem dokoła i zbliżyła się do Anny.
— Cóż to? tak wcześnie do łóżka? — zapytała.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być przeczytawszy