Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 157.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił się Kniaźnik, który już się zabierał ofuknąć aby panu nie przerywano spoczynku, gdy zobaczywszy starostę, podniósł zasłonę i wpuścił go prędko, nie pytając.
W izbie było przyciemno też, tylko w kątku osłoniona gorzała lampka mała, a że okno nie było całkiem zamknięte, płomię jej poruszało się i migotało.
W głębi na szerokim, nizkiem łożu, osłonionem pawilonem szkarłatnym, spoczywał król drzemiąc chorobliwie i marząc, cały w bieliźnie, z nogami tylko okrytemi jedwabną kołderką.
Żółtą, wychudłą twarz jego widać było na białych poduszkach leżącą z oczyma zamkniętemi. Ręce białe, kościste, złożone trzymał na piersiach.
Pomimo że starosta jak najciszej wnijść się starał, Zygmunt August posłyszał czy przeczuł jego przybycie, powolnie ciężkie podniosły się powieki i poruszyły usta blade.
Górnicki przejęty widokiem umierającego stał jak wryty i oczy mu się zwilżyły.
Chwilę trwało milczenie, słaby głos dał się słyszeć od łoża.
— A to ty... nareście... czekałem...
Ręka jedna z trudnością podniosła się nieco i skinął aby przystąpił. Górnicki posłuszny zbliżył się na palcach powoli.
Oczy króla, które były zapadły, podniosły się ku niemu i usta drgnęły.