Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zlękła się Anna i składając ręce, zawołała szybko.
— Tylko mi się bez zezwolenia nie wyrywaj, nie chcę nic gwałtem zdobywać.
Gdy to mówili, Talwosz już stał w progu pierwszej izby.
— Idź, śpiesz — dokończyła królewna — zrób to com ci zleciła, ale więcej nic. Bóg łaskaw ulituje się nademną.
Tak odprawiony Litwin, znalazłszy się sam z węzełkiem pod ręką w posłuchalnej komnacie, zwolnił kroku, obejrzał się. Musiał teraz obmyśleć środek jakiś wymknięcia się ztąd niepostrzeżonym.
W antykamerze nie było nikogo, a małe drzwi wiodły z niej na korytarz, gdzie się nie spodziewał spotkać z żadnym ze dworu sługą, bo ich tu niewiele pozostało. Wymknął się więc, uchodząc niemal jak złodziej i szczęśliwie dobiegł do swojej izby, w której towarzysza Boboli nie zastał. Było mu to właśnie na rękę.
Zaryglowawszy drzwi, mógł swobodnie zabrane srebro zwinąć i ułożyć tak, aby jak najmniej miejsca zabrało, okrył je wojłokiem i obwiązał rzemieniem od uprzęży. Węzeł mógł się wydawać częścią jakąś stajennego przyboru.
Tak się dopiero przygotowawszy, drzwi otworzył i chłopaka od stajen zawołał, sam się ubrawszy jak do miasta.