Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 213.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wił do żony we śnie — morderca zginie z ręki kata!
Nazajutrz po tym śnie oblanym nowemi łzami, Wapowska zakrytą trumnę odprowadziła do kościoła.
Nieprzeliczone tłumy jej towarzyszyły, tysiące otaczały świątynię, napełniały cmentarz. Płacz i łkanie rozlegały się wszędzie, a gdy wymowny Dominikanin przemówił słowem natchnionem z kazalnicy, nie było oka suchego i piersi, którąby nie poruszyła żałość straszna.
I z kazalnicy znowu ozwał się ten sam głos, to słowo, które powtarzały usta Wapowskiej — Sprawiedliwości — ale kaznodzieja w Bogu wskazywał wielkiego Sędziego nad sędzie, który karze nawet to co ludzkie sądy bezkarnem uznają.
Nazajutrz po pogrzebie spodziewano się wyroku, ale na zamku, w senacie, wszędzie aż do sypialni królewskiej sprzeczano się dotąd, nie mogąc postanowić nic.
Król na karę śmierci wprost nie chciał się zgodzić, powiedział to wyraźnie.
Zborowskim mało było tego, oni żądali zupełnego oczyszczenia, w ich przekonaniu Tęczyński winien był tylko, bo jego Kroata włócznię Zborowskiego wyrwawszy, zelżył dumnego panka.
Uniewinnienie całkowite Samuela jednakże nawet przyjacielowi ich Pibrakowi wydawało