Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na zapytanie rzucone za kim gonił i kogo szukał, zagadnięty odparł po francuzku.
— Ciebie, najjaśniejszy panie.
Dźwięk mowy był tak czysty jakby nie z ust cudzoziemca wychodził.
— Masz co do mnie? — zapytał król.
— Bardzo wiele, gdyby po temu czas i miejsce było! — zawołał zamaskowany.
Henryk popatrzył bacznie, maska wesoło podrygując mówiła dalej.
— Żal mi was, najjaśniejszy panie!
— Mnie?
— A! tak! grozi ci tu więcej niebezpieczeństw, niż twoi przewidują, niż ty sam domyślać się możesz.
Henryk spoważniał.
— Chcesz mnie nastraszyć — rzekł — ale wiedz, że to niełatwo.
— Wiem, że masz męztwo — poczęła maska — ale nie dosyć odwagi, potrzeba ostrożności.
Widzisz tę kobietę, którą ci, jak na szyderstwo, przeznaczają za żonę, gdy ona matkąby ci być mogła. Wiesz, jaką była jej matka i co ona po niej wzięła w spuściźnie?
Bona wojowała trucizną i czarami, a to nieodrodna jej córka.
Całemu światu wiadomo, że ona otruła brata, aby po nim skarby odziedziczyć; wszyscy wie-