Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Hrabina Kosel tom 2 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oddział żołnierzy na koniach otaczał karetę... jechali do wieczora, pędząc szybko. Na niebie rozognioném po słońca zachodzie, pokazały się mury zamku, wieże, i powóz przez ciemną bramę wjechał w podwórze.
Cosel podniosła oczy. Miejsce jéj zupełnie było nieznane. Zamek zdawał się pusty i dawno niezamieszkany. Kilku ludzi oczekiwało u drzwi do niego wiodących. Sługi musiały prowadzić osłabłą po wschodach wązkich, które wiodły na pierwsze piętro. W kilku sklepionych izbach znać było pewne przygotowanie dla jéj przyjęcia. Były to stare mieszkania z oknami wązkiemi, z ogromnemi kominy, z grubemi mury, odarte, bez ozdób żadnych, ledwie w sprzęt opatrzone, a więzienny mające pozór.
Cosel rzuciła się na łóżko znękana.
Noc przeszła bez snu, w strasznych marzeniach, które rodzi niewola. Miało się na brzask i niebo pochmurne rumieniło się na wschodzie, sługi spały jeszcze... w korytarzu słychać było chodzącą straż tylko, gdy Cosel wstała i pobiegła do okna, które głęboko w framudze osadzone, dzienny blask przez szyby w ołów oprawne przepuszczało.
Widok z tego okna nie mógł jéj nic w życiu widzianego przypomniéć. Przed jéj oczyma rozciągała się równina, daleko lecąca ku sinym lasom na widnokręgu. Wśród niéj gdzieniegdzie sterczała kupka drzew, widać było dachy i z za zieleni słupem wspinał się dym ludzkich ognisk ku niebu. Pusto i cicho było dokoła.
Zamek stał na górze, która urwisto spuszczała się ku małéj osadzie. Dołem szedł gościniec, sadzony karłowatemi wierzbami. Na gościńcu nikogo... tylko z głowy spuszczonemi porykując, szło stado krów ku pastwiskom i pastuszek odarty je poganiał...
Okolica była nieznana.
Z sypialni, w któréj noc spędziła, cichemi kroki weszła Cosel do drugiéj, obszerniejszéj komnaty.
W środku jéj stał stół dębowy, przy ścianach dwie ławy i kilka stołków, na murze dwa stare zapylone dziko patrzące wizerunki...