Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Djabeł t.3,4 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.


Późną nocą jenerał Baucher, któremu się mimo bileciku naglącego podczaszyca, bardzo nie chciało widzieć z tak podejrzanym, a do tego gołym w tej chwili jegomością, uznał jednak koniecznem odbyć tę pańszczyznę i znalazłszy Kaspra Sienińskiego u Krakowskiej bramy, czekającego, by mu wskazać dworek, poszedł z nim pieszo.
Wielki to był ze strony jego dowód przyjaźni, i stary pieczeniarz głęboko rozmyślał nad tem w jak dziwnych okolicznościach stawił go los pierwszy raz w życiu, zmuszając do odwiedzania dwóch ludzi zgubionych, księcia podskarbiego i podczaszyca.
Do tamtego dawne obowiązki przyjaźni, a czasem i król tajemnie posyłał, tu trzeba się było choć raz pokazać, żeby nie mieć sobie do wyrzucenia zbytku obojętności.
— Każda rzecz jednak — mówił do siebie idąc — ma swoję złą stronę! ktoby się domyślał że ten podczaszyc, co tak się zdawał łagodny jak baranek, za te wieczorki i obiadki w takie mnie teraz wpędzi tarapaty. — Głupie życie! głupie życie! Ale bo i nadto doprawdy się poświęcam! Taki byłem całe życie wylany dla drugich! — I westchnął Baucher litując się nad sobą.
Jakkolwiek spodziewany, jenerał zszedł podczaszyca z Anusią, i zobaczył ją nim potrafiła umknąć.
— Patrzajcie — rzekł w duchu — ślicznie pokutuje, szczur w serze! zazdrośnik, nigdy mi ani wspomniał o