Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 155.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miało źródło, geniusz miał gniazdo swe, na którém porósł w pióra, i macierzyńską opiekę, co go wykarmiła.
Hrabia Filip stał przez czas jakiś zaniemiały.
— Wielkie pieśni, wielkie dzieła kunsztu — rzekł wkońcu — rodzą się z boleści wielkich.
— Tak — zawołał poeta — lecz i boleści wielkie potrzebują piersi szérokich, aby się w nich zrodziły i mieszkały.
— Wiész co — podchwycił hrabia August, biorąc za rękę milczącego towarzysza — uznaj się zwyciężonym. Nie możesz zaprzeczyć geniuszu naszym wieszczom pogrobowym, Adamowi, Zygmuntowi, Juliuszowi. Uznał ich nawet ten świat, co nam nic przyznawać nie chciał. Nie zaprzeczysz uroku i polotu pieśniarzom naszym, ani genialności mistrzom penzla i ołówka, a wszyscy oni przecie czerpali z téj skarbnicy, w któréj ty nie widzisz nic, nad próchno, brud i zgniliznę. Były więc niespożyte zasoby, niezamulone i niezatrute źródła, nieprzegniłe organa żywota.
— Resztki! Śpiéwy łabędzie! — odrzucił hrabia Filip krótko, jak gdyby chciał zapobiedz dalszym rozprawom, do których brakło mu już argumentów.
Nie uznawał się zwyciężonym, ale czuł że go pokonano.
Hrabia August rośmiał się wesoło.
— Proszę panów na herbatę! — odezwała się, wstając i podając jednę rękę księżnie Teresie,