Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 048.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wdowy, gdy uczuł że hrabia August pochwycił go ręką silną i nakazująco podniesionym głosem zawołał:
— Proszę cię, zlituj się, dosyć już o tém!
Stosunek tych dwóch na jednym szczeblu społecznym stojących ludzi cały się uwydatnił w téj rozmowie. August miał uznaną wyższość nad swym towarzyszem, który mu był powolnym i chętnie posłusznym.
Nie szemrał, nie obrażał się, nie protestował, natychmiast zastosowy wał się do rozkazów i dosyć było żądania hrabiego Augusta, aby Filip zamilkł. Szukał już tylko nowego do rozmowy przedmiotu.
Szli teraz jedną z tych starych uliczek miasta, które na Corso ujście mają; ale była to jedna z najszérszych i najczystszych, do któréj najwięcéj wpadało powietrza, którą zamieszkiwało nie pospólstwo samo, ale i zamożniejsi ludzie. Tu i owdzie bruk ciemny przerzynał pasy świetlane z otwartych drzwi domostw i kilku kawiarń.
Pół we mroku, napół w świetle widać było u stoliczków, na chodniki powystawianych, spóźnionych gości z cygarami, na cichéj rozmowie. Czerwone końce cygar świéciły niby gwiazdki w cieniu.
Mijali właśnie, drugą stroną ulicy idąc, jednę z niepokaźnych kawiarni i garkuchni razem, szczycącą się przydomkiem antica, gdy mimowolnie wzrok ich padł ku wnętrzu wielkiéj izby, w któréj