Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 599.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie brało, za tobą pociągnął: wszakci i jego głos słyszę. Otoście się harno domyślili oboje.
Marysia stanęła milcząca.
— Ojcze — zawołała po chwili — widać, że kiedy komu z doli wypadnie być przeklętym, to już się od przekleństwa nie wychodzi; wiécie, że nigdy, ah! przenigdybym była i chaty mojéj i mogiły matki nie porzuciła, gdyby się Lach nie upędzał za mną, gdyby mi ojciec jego nie pogroził przekleństwem.... Nie chciałam, żeby mnie ubogą klęli starzy jego rodzice; ale widać była w tém wola Boga!!
Dziewczę westchnęło głęboko.
— Prosiłam go na kolanach, płakałam, żeby powracał do domu; zaklinam go jeszcze, on nie chce... O! powiedźcie wy mu, powiedźcie niechaj powraca!
— Idę z Rudni — rzekł stary Rataj — toto sądny dzień u Choińskich... Źleś zrobił chłopcze: ojciec i matka rozbijają się za tobą, aż mi ich żal było, że za takim jak ty płaczą włóczęgą... Jak tobie nie wstyd! jak nie żal!
Tomko milczał ponuro; Marysia łamiąc ręce zawołała:
— Ojcze! mówcie mu, mówcie, może serce jego