Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 562.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary pochwycił się za głowę.
— Kara z nim boska! — zawołał — cyganka, cóżto za licho?
— Co za licho — rzekł Marcin — ha! to dziewczyna słyszę śliczna, że drugiéj nie ma na okoliczność: a harda a filut! Zaprowadzi go ona daleko! Jeszcze sierota, broń Boże biédy, wy myślicie że Tomko się sianem wykręci? Gadają nawet, że czarownica....
Mówił, ale stary już nie słuchał, tak go silnie to niespodziane uderzyło nieszczęście: stał wryty, sparłszy się o wrota, długą chwilę przebył w osłupieniu; dopiéro głos żony go ocucił.
— Zsyp żyto panie Marcinie — rzekł — zapłacę, ale wara z tém przed moją Agatą się wygadać: zjadłaby mnie, żem go tam oddał, a i tak dość oczu nawypieka.
— A sześć złotych dacie?
— Ot i kieliszek wódki wypijecie u nas — rzekł Adam.
Ale gdy weszli do chaty, choć stary usiłował kłamać twarzą, nie bardzo potrafił; żona wyczytała na niéj zmartwienie.
— Coto tobie Adamie? — spytała.
— Ot... siwą zdaje się zpleczyli...