Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 554.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tomko patrzał wciąż w czarne jéj oczy i pałał cały.
— Słuchaj — rzekł — na co to długo się spierać; jeźli mi nie pozwolą rodzice, ja z tobą na kraj świata ucieknę.
— Nie — odparła Marysia żywszym i śmielszym głosem — widzicie przez to okno dwie mogiły na cmentarzu: jedna z nich dziada mojego, druga matki. A wiecie z czego oni pomarli? Jeden, że przeklął dziecko swoje; druga, że na niéj przekleństwo było ojcowskie! Nie chcę przekleństw na głowę moję: porzućcie mnie, porzućcie!
Stara słuchała i brew się jéj namarszczyła, a usta zacięły; Tomko załamał ręce zdziwiony.
— Inaczéj mów, — odparł — ty chyba serca nie masz do mnie Marysiu. No! to mów i zabij mnie już od razu!
Dziewczę odwróciło się ku niemu z uśmiechem.
— Dlaczegóżbym serca do was nie miała; wyście do mnie pierwsi przemówili dobrém słowem i zbliżyli się do sieroty. I gdyby, gdyby nie strach rodziców waszych, a.... — nie dokończyła.
Tomko znów pochwycił ją za ręce i począł całować; ale stara, któréj na myśl przyszło, że po-