Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 552.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skoczył, odpędził je, powąchał tego rodzaju jadło, i nie mogąc go zrozumieć, odchodził zamyślony, jakby powiadał:
— Co téż te głupie stworzenia jedzą! — Marysia śmiała się z tych codzień prawie powtarzanych wybryków swojego ulubieńca. Na widok nadchodzącéj Sołoduchy, i dziewczę się z siedzenia zerwało i pies zaszczekał, i ptastwo pochwytawszy co mogło na prędce, wrzeszcząc rozbiegło się, a na miejscu swojskiego stadka, wnet drapieżny zastęp wróbli upadł na tokowisko.
Ostatnie promienie słońca oświecały blaskiem jaskrawym tę scenę wiejską, nacechowaną sielankową prostotą. Po chwilce Sołoducha przybliżyła się, ująwszy za rękę Marysię, wwiodła ją co prędzéj do chaty.
— Słuchajno — rzekła — nie bądź głupia; Tomko się z tobą niezawodnie ożeni, bo ginie bez ciebie biedne chłopczysko... Zaraz tu przyjdzie; tylko co go nie widać. Jużciż przy mnie oczyma cię nie zjé, puść go do chaty, niech choć pogada z tobą.
Marysia zarumieniła się, jakby ją krwią oblał.
— Krzyż na mnie! Ach! ja nieszczęśliwa; a cóż ludzie powiedzą? — zawołała.